31.08.2014
Dziś byłam w Blachowni, bardzo cieszę się, że ten bieg wrócił do kalendarza imprez biegowych. Po moich postępach na bieżni doszłam do wniosku, że czas 52 minuty jest do osiągnięcia. Wiem, że to żaden czas a i tak będę na końcu, ale biorąc pod uwagę fakt, że miesiąc wcześniej biegałam tempem ponad 7 min., to nie jest źle. Na bieżni biegałam jeszcze szybszym tempem, gdyż włączałam bieżnię wolniej a potem przyspieszałam. Ale doszłam do wniosku, że szybciej nie ma co kombinować, bo to w końcu bieg przełajowy a nie bieżnia więc warunki będą inne.
Pogoda dopisała – było ciepło i duszno bo bardzo zanosiło się na deszcz (który w końcu po południu zaczął padać), ale nie było aż tak, jak w Koszwicach. W każdym razie zwalanie wyniku na pogodę byłoby grubą przesadą. A wynik? Moj garmin pokazał czas 00:54:58, organizator naliczył brutto 00:55:10, netto 54:55. No cóż… Spokojnie mogłam pokonać te 8 km w 52 minuty a nawet szybciej, ale… Nie chciało mi się… Jakkolwiek to zabrzmi, naprawdę nie chciało mi się biec…
Przed biegiem wszystko było fajnie, początek biegu też, choć biegłam szybciej niż zakładałam pomimo tego, że pilnowałam się aby nie biec za szybko. Zwalniałam co trochę, żeby nie przesadzić. I tak przez pierwsze dwa km a potem jakoś traciłam entuzjazm. Właśnie – entuzjazm – nie siły… I tego nie potrafię zrozumieć – fajny bieg, świetna atmosfera, ciekawa trasa. Wszystko mi się podobało. Więc nie wiem, co się stało. Myślałam, że to może przez zbyt szybki początek, ale na mecie miałam jeszcze dużo sił. I żeby było ciekawie, wracając do domu planowałam sobie jeszcze pobiegać. „Oberwanie chmury” zepsuło te plany. Czas biegu lepszy, treningi na bieżni zrobiły swoje. Wiem, że jeszcze lepszy czas był w moim zasięgu, dlatego dzisiejszy bieg to mimo wszystko porażka. Przydała by mi się chyba jakaś porada psychologiczna, bo za bardzo nie wiem co mam z tym zrobić. Na bieżni walczę o każdą sekundę a na zawodach, gdzie jeszcze jest adrenalina i wszystko dookoła dodatkowo „nakręca” ja walczyć nie potrafię. Polepszyła się szybkość, pogorszyła psychika…
Jestem zapisana na bieg w Uniejowie w październiku, na który zawsze chciałam jechać. Teraz nie wiem, czy dobrze zrobiłam zapisując się. Myślałam o starcie w Parzymiechach, jeszcze się nie zapisałam, teraz nie mogę się zdecydować… Czy jest sens startować przy takim moim bieganiu? Parę lat temu starty pozytywnie mnie nakręcały, motywowały, nawet jak nie poszło mi najlepiej to chciałam to poprawić w następnych. A teraz… Muszę to sobie wszystko przemyśleć. Przestać biegać oczywiście nie zamierzam. Chciałabym tylko, aby te moje chęci i wysiłek wkładany w treningi miały jakieś odzwierciedlenie w bieganiu…