30.08.2015
Dziś odbyła się Przełajowa Ósemka w Blachowni. Dyrektor sportowy biegu – Jacek Chudy, jak zwykle wszystko super zorganizował. Tylko pogoda nie dopisała – dzisiaj był porządny upał 🙁 Bieg startował o godzinie 12. Samo wyjście na słońce powodowało, że pot spływał po plecach. Niby tylko 8 km alle dało popalić. Trasa jak zwykle była super przygotowana, były dwa punkty z wodą oraz dwie kurtyny wodne. Dzięki temu przetrwałam upał.
Start jak zwykle był szybki, za szybki… Jedno okrążenie stadionu a potem w las. Starałam się wtedy zwolnić trochę. Przez 4 km biegłam sobie spokojnie ale potem musiałam przejść do marszu. Nie dlatego, że nie miałam siły czy czułam zmęczenie. Miałam wrażenie, że zagotuję się wewnątrz. Nie lubię biegać w takiej temperaturze właśnie ze względu na takie odczucia. Zazwyczaj po prostu robi mi się słabo i duszno, jak w zeszłym roku w Koszwicach na przykład. Teraz tak źle nie było, ale mimo wszystko człowiek miał dosyć wszystkiego dzisiaj.
Pod kurtynami wodnymi po prostu stawałam, były to jedne z najprzyjemniejszych chwil biegu 🙂 Z racji temperatury nie szalałam, na metę przybiegłam wyprzedzając klubowego kolegę i nie byłam zmęczona.
Po wymyciu się pod chłodnym prysznicem stwierdziłam, że jeszcze bym pobiegała tylko nie w tej temperaturze. Po zjedzeniu żurku posiedziałam jeszcze ze znajomymi w cieniu balona stojącego na boisku. Czekaliśmy na rozdanie nagród, ale wszystko się przedłużało gdyż było zamieszanie z wynikami – przez chwilę po starcie nie było prądu i nie wszystkim czipy zaliczyły bieg.
Mój M. ciągnął mnie już do domu bo było mu gorąco a poza tym byliśmy umówieni na popołudnie, więc pojechaliśmy do domu. W Blachowni u Jacka jak zwykle było super. Zastanawiałam się rano czy jechać, przyszła mi do głowy myśl, że może jednak lepiej sobie darować i iść na klimatyzowaną siłownię, ale nie żałuję decyzji 🙂