18.10.2015
Dzisiaj miałam lenia, od samego rana. W ogóle nie chciało mi się jechać do Uniejowa, ale skoro wszystko opłacone a transport zorganizowany (jechał cały autokar) to jadę. Pogoda była taka sobie jak wyjeżdżaliśmy, trochę zimno i zachmurzone., zanosiło się na deszcz. Wymyśliłam sobie, że jak będzie padać to nie biegnę, pójdę sobie tylko na termy. Dodatkową wymówką był brak butów – moje z maratonu nie nadają się już do biegania – bolą mnie stopy w trakcie biegu. Wyciągnęłam buty w których biegałam wiosną i zaczynałam przygotowania do maratonu, ale one też są już zużyte. Jednak chyba troszkę mniej więc spróbowałam w nich wystartować.
Jak dojechaliśmy do Uniejowa pogoda poprawiła się, nie padało tak więc zgodnie z obietnicą stwierdziłam, że jednak biegnę, ale marudziłam wszystkim dookoła. Ponieważ totalnie nie zależało mi na czasie, postanowiłam potruchtać sobie wolno. Przyłączyłam się do klubowych znajomych – kolegi i koleżanki – Ania debiutowała w biegu na 10 km. Nigdy wcześnie nie biegła takiego dystansu więc planowali biec sobie spokojnie. To pobiegłam z nimi. I biegło nam się fajnie 🙂 Ania dzielnie się trzymała, pod koniec zaczęliśmy wplatać marsz bo była bardzo zmęczona. Kolega moim zdaniem narzucił jak dla niej zbyt szybkie tempo, ale nie wtrącałam się – to on miał ją prowadzić – ja tylko wspierałam 🙂 Przy okazji powspominałam sobie jak to jest, gdy się zaczyna, towarzyszące temu emocje 🙂
Na metę dobiegliśmy z czasem 1:07:59. Nie byłam zmęczona ale z ulgą zakończyłam bieg, bo jednak buty dały mi się trochę we znaki. Ale cieszę się, że jednak pobiegłam 🙂 M. też pojechał ze mną, czekał na mecie. Poszłam się ogarnąć, pospacerowaliśmy po Uniejowie, zjedliśmy obiad, poszliśmy na salę na rozdanie nagród a potem na termy 🙂 Jak zwykle było wesoło i fajnie. Wróciliśmy przed północą i poszliśmy spać padnięci 🙂 I takie miałam zakończenie sezonu biegowego 🙂 Przynajmniej jeśli chodzi o starty 🙂