10.01.2016
Dzisiaj gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy i miałam przyjemność wziąć udział małym biegu, który był organizowany z tej okazji. Choć w sumie przyjemność samego biegu była średnia, gdyż zaraz po starcie zrobiło mi się niedobrze. Nie wiem dlaczego. No i oczywiście stała atrakcja w postaci smarkania co chwilę… Ale jakoś dobiegłam.
Warto było przebiec, bo w końcu startowe przeznaczone było na szczytny cel – WOŚP. Najfajniejsza jednak była możliwość spotkania znajomych, wspólne pogawędki i wygłupy przed startem. Część z tych osób po biegu jechała na Orkiestrowe Morsowanie. Spontanicznie też pojechałam z M. choć tylko w roli kibica. Dwie osoby debiutowały więc trzeba było ich wesprzeć 🙂 Ja jednak jestem miłośnikiem sauny i do zimnej wody chyba trzeba by mnie było wrzucić siłą. Ale wygląda to wszystko niesamowicie 🙂
Z morsowania postanowiłam wrócić do domu biegnąc. Mój M. zebrał paru znajomych, którzy mieszkają niedaleko nas i podwiózł ich wracając. Żartowaliśmy sobie, że dla mnie brakło miejsca w samochodzie i muszę wracać „z buta” bo nazwałam jego samochód lumpem (bo tak jest 🙂 ) Już wszystko było w porządku, biegłam sobie wolniutko, oczywiście z przerwami na smarkanie… Nie wiem jak mam się nauczyć smarkać biegnąc – smarkając muszę przejść do marszu, bo inaczej to co powinno być w chusteczce jest wszędzie tylko nie tam gdzie być powinno – obrazowo to ujmując…
Po błocie i topiącym się śniegu też tak średnio się biega… Niewiele by brakło abym wywinęła orła, ale całe szczęście utrzymałam się w pionie. W sumie zrobiłam dziś niecałe 10,5 km fajnie spędzając czas.