10.09.2014
Wczoraj odbywał się Pozytywny Bieg w Szarlejce. Byłam zapisana, wszystko opłacone ale zrezygnowałam. Bieg o 13, upalnie, po Koszwicach jeszcze mam traumę… Znowu na końcu na mecie bo tu na liście startowej pozapisywani ścigacze. Nieeee… Dałam sobie spokój. Pozałatwiałam inne sprawy. Opłaty startowej nie żałuję, gdyż przeznaczona była na cele charytatywne. Jak tak wieczorem przeglądałam sobie listę z wynikami to doszłam do wniosku, że jednak pogoda zrobiła swoje. I nawet prawdopodobnie nie byłabym ostatnia 🙂 Oczywiście gdzieś tam w końcówce ale za mną parę osób by było. To oczywiście moje „gdybanie”, biorąc pod uwagę Koszwice i moje wyniki. Taka forma pocieszenia 🙂
Wczoraj zrezygnowałam z Koszwic bo było za gorąco, a dziś w upale wybrałam się rowerkiem do Olsztyna aby poćwiczyć podbiegi na górce, w pełnym słońcu oczywiście… Znalazłam sobie górkę, z jednej strony podbieg ciężki jak dla mnie, z drugiej łatwiejszy. Przebiegłam tak sobie po obu stronach około 7 razy. No, z tej jednej strony to bardziej się wspinałam niż biegłam, ale nie od razu Kraków zbudowano :p W sumie na tej górce zrobiłam 2,26 km. Troszkę nogi zmęczyłam.
A tak poza tym to również w jeździe na rowerze odczułam te parę dni w Szczawnicy. Zaczęłam jeździć szybciej, nawet pod górkę. Musiałam sobie przerzutki w rowerze poprzestawiać. Mina mojego narzeczonego bezcenna, jak go poganiałam na górce bo mi drogę zajeżdżał – był lekko zaskoczony 🙂 W drodze powrotnej, jak chwilę odpoczęłam po tych podbiegach i napiłam się zimnej wody, wstąpiły we mnie nowe siły i znowu go poganiałam. Podobała mi się ta przejażdżka dzisiaj 🙂
Słowo się rzekło, zaczęłam wprowadzać małe zmiany w treningach. Jutro idę na siłownię, torba już czeka 🙂 Zobaczę, jak będzie mi szło na bieżni mechanicznej.
